środa, 4 maja 2016

SKIN79 SUPER+TRIPLE FUNCTIONS ORANGE KREM BB małe cudeńko w mojej kosmetyczce

Cześć Kochani! 

Jakiś czas temu firma skin79 zorganizowała na swoim fp-u akcję dla blogerów, bez zastanowienia wzięłam w niej udział i udało mi się dostać do szczęśliwej dziesiątki. Otrzymałam do przetestowania SUPER+TRIPLE FUNCTIONS ORANGE KREM BB. Produkt jest w wersji testowej (mini) - 7g. Czyli idealny do torebki, dosłownie wszędzie można go ze sobą zabrać.


  

Na początek kilka słów od producenta: 

Skin79 Super+ Triple Functions BB Cream Orange to krem BB, który Europejki pokochały za kolor,
będący najbardziej zbliżonym do europejskich podkładów drogeryjnych, jednocześnie zachowując wszelkie właściwości azjatyckiego kosmetyku typu BB cream. Lekka formuła oraz żółte tony nadają skórze jednolity odcień, staje się gładka, świeża i promienna. Krem posiada kompleks regulujący pracę gruczołów łojowych, jest więc idealną propozycją na lato. Pomaga zachować zdrowy wygląd skóry, ponadto posiada wysoki filtr przeciwsłoneczny SPF50+ PA+++. Wysoka zawartość naturalnych olejów utrzymuje skórę jędrną i nawilżoną, ekstrakty roślinne mają działanie przeciwzmarszczkowe. Fitosfingozyna wzmacnia barierę ochronną naskórka i działa kojąco na niedoskonałości, również przeciwdziała powstawaniu nowych wyprysków czy zaskórników. Ceramidy uzupełniają barierę lipidową dzięki czemu wzrasta wilgotność w skórze. Dodatkowo 5-V (Vital-V Complex), w którego skład wchodzą witaminy A, E, C oraz F pielęgnują, dodając skórze blasku i witalności.


Moja opinia: 

Moja cera nie jest wymagająca, jeśli chodzi o krycie praktycznie każdy kosmetyk się sprawdza. Na szczęście nie mam problemu z trądzikiem i wypryskami, sporadycznie pojawiają się na mojej twarzy jakiekolwiek niedoskonałości. Krem jest lekko oleisty, ma odcień jasnego beżu z wyraźnymi żółtymi podtonami. Jak już wiecie jestem blada ale nie jest dla mnie za ciemny, ładnie się stapia z cerą (pod warunkiem, że nie przesadzi się z jego ilością). Bardzo łatwo się rozprowadza, nie tworzy zacieków oraz nie robi efektu maski. Po nałożeniu na skórę fajnie wtapia się w cerę a moja twarz wygląda na zdrową i promienną a wszystko dzięki jego lekkiej konsystencji. A zapach? Hmmm... Lekko słodki, ale szybko się ulatnia.


Od bb oczekuję nawilżenia i wygładzenia cery oraz ładnego, lekkiego makijażu. Właśnie ten idealnie spełnia moje oczekiwania. Kosmetyk ten nie uczulił mnie. Myślę, że w najbliższym czasie zainwestuje w jego pełnowymiarową wersję. Moje "7 g szczęścia" sprawdziło się zarówno na fitnessie jak i po basenie. Szybka i łatwa aplikacja ułatwia codzienny makijaż. 


Na koniec pokaże Wam jak wyglądam po jego użyciu. Właśnie w takim naturalnym, świeżym i promiennym makijażu czuję się najlepiej. Zresztą sami oceńcie.


A czy Wy miałyście do czynienia z tym kremem? A może macie swój ulubiony BB? Koniecznie dajcie znać!!

Standardowa cena pełnowymiarowego produktu wynosi 130 zł. Aktualnie na stronie sklepu skin79 możecie go kupić w promocji za 99 zł. Osobiście polecam Wam kupić najpierw próbkę, która jest w cenie 21,90 zł. Warto najpierw sprawdzić jak sprawdzi się u Was.

Pozdrawiam, Angelika ;)

czwartek, 21 kwietnia 2016

Love burgund - lakiery do paznokci SENSIQUE

Cześć Kochani! 

Ostatnio w moje rączki wpadły dwa świetne lakiery do paznokci. W swoim zestawie znalazłam dwa piękne kolory, z którymi polubiłam się od pierwszego wejrzenia a zakochałam się w nich po pierwszym malowaniu  ;)  Mowa o SENSIQUE Top Color nr 4 Burgundy. 


 kilka słów od producenta:

TOP COLOR
to zestaw najmodniejszych w sezonie lakierów do paznokci. SENSIQUE proponuje również lakiery do paznokci z regularnej kolekcji, w bogatej gamie kolorystycznej od delikatnych  stonowanych odcieni po odważne i zupełnie szalone. Lakiery zawierają składnik tefpoly®, który przedłuża ich trwałość .
Marka SENSIQUE poleca bogaty zestaw odżywek i preperatów pielęgnacyjnych, które chronią płytkę paznokcia. Utrwalają wykonany manicure, odżywiają oraz zabezpieczają płytkę paznokcia przed migracją barwników z kolorowych lakierów. 
Stosowane regularnie przywracają paznokciom zdrowy i naturalny połysk. 


Moja opinia:

Lakiery znajdują się w buteleczkach o pojemności 5,5 ml każda.  Ich konsystencja jest dość gęsta. Jeśli chodzi o krycie, u mnie jedna warstwa niestety nie wystarcza, dopiero po dwóch a nawet trzech (przy nr 198) efekt końcowy jest zadowalający. Kolory są żywe, piękne i połyskujące. Szczególnie przypadł mi do gustu lakier nr 198 - czerwień z dodatkiem pięknie mieniących się złotych drobinek. Właściwie jego kolor przypomina bardziej róż. Co mnie pozytywnie w nich zaskoczyło, mianowicie długość schnięcia. Schną w tempie ekspresowym, za co ogromny plus! Jeśli chodzi o trwałość, spokojnie utrzymują się na paznokciach do trzech dni. Jedyną ich wadą jest chyba mała pojemność. Na ogół nie wykorzystuje lakierów do dna i zaschnięte po dłuższym czasie lądują w koszu. Jednak ten duet stał się aktualnie moim ulubionym, więc często będą w użyciu ;) 





 
Cena 9,99 zł. 
Pojemność 2 x 5,5 ml.
Który kolor podoba Wam się bardziej? A może macie swój ulubiony duet? Koniecznie dajcie znać! W tym miejscu chciałabym również podziękować za aktywność przy wcześniejszych postach. To bardzo miłe a zarazem motywujące do dalszej pracy nad blogiem ;) Buziaki dla Was :* 

Do następnego, Angelika.

 

czwartek, 14 kwietnia 2016

MAKE ME BIO Delikatny peeling do twarzy

Cześć Kochani! :) 

Jakiś czas temu dzięki firmie Ogródek Kosmetyczny mogłam przetestować dwa świetne produkty.  Ucieszyłam się, ponieważ mogłam wreszcie spróbować na swojej skórze kosmetyków naturalnych. Tyle dobrego się o nich słyszy, nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa jak się sprawdzą u mnie. Kiedy tylko je dostałam, od razu postanowiłam zrobić sobie małe spa w łazience. 

Mowa o kosmetykach polskiej firmy Make Me Bio, która oferuje naturalne kosmetyki pielęgnacyjne. Nie zawierają one siarczanów, parabenów, sztucznych zapachów i konserwantów. W moim pudełeczku znalazłam Almond Scrub - czyli naturalny peeling ze słodkich migdałów oraz Clean Powder - delikatny puder myjący z białą glinką.  

Dzisiaj zapraszam na recenzję pierwszego z nich - Almond Scrub.


Od producenta:

Naturalny peeling do twarzy Make Me Bio – delikatny nawet dla skóry suchej i wrażliwej. Swoją niezwykłość zawdzięcza naturalnym składnikom roślinnym starannie wyselekcjonowanych w taki sposób, aby oprócz właściwości oczyszczających i peeling-ujących równocześnie pielęgnowały i odżywiały skórę. Usuwa martwy naskórek jednocześnie pozostawia cerę miękką i nawilżoną. Pobudza krążenie dotleniając komórki skóry.


Naturalne składniki aktywne

Owies – działa przeciwzapalnie zawęża naczynia krwionośne, usuwa obrzęki. Chroni skórę przed utrata wody. Działa oczyszczająco oraz łagodząco, łagodzi stany zapalne. Zawiera krzemionkę absorbującą sebum.
Słodkie migdały – posiadają właściwości zmiękczające i wygładzające naskórek, łagodzą podrażnienia ponad to wzmacniają odporność skóry.
Pestki słonecznika - wzmacniają naturalna barierę ochronną skóry jednocześnie działają zmiękczająco i regenerująco.
Biała glinka – zalecana szczególnie w pielęgnacji skóry delikatnej, wrażliwej, suchej i dojrzałej. Ściąga pory i absorbuje nadmiar sebum, dlatego może być używana także przy cerze wrażliwej, tłustej i mieszanej. Oczyszcza i wygładza, łagodzi podrażnienia oraz poprawia koloryt skóry.
Cynamon – działa antybakteryjnie i antygrzybicznie, pobudza krążenie krwi w skórze. Wygładza i ujędrnia skórę.

Moja opinia: 

Zacznę od tego, że jestem zakochana w opakowaniu. Jest na prawdę porządne. Szata graficzna jest cudna! Od razu widać, że mamy do czynienia z produktem naturalnym i polskim. Ozdobiony sznureczkiem słoik z ciemnego, grubego szła na którym wszystkie informacje są w języku polskim. Za co ogromny plus! Konsystencja jest puszysta i tłustawa. Natomiast zapach, hmmm... w porównaniu z kosmetykiem w drugim słoiczku, w którym znajduje się puder myjący ten, zapach cynamonu jest bardzo przyjemny. Produkt należy wymieszać z wodą lub mlekiem. Ja wolę tę pierwszą opcję, ponieważ zapachu mleka bym nie zniosła. Po zmieszaniu peelingu z wodą, okrężnymi ruchami nakładam go na twarz, masując dłuższą chwilę. Po zmyciu moja skóra jest nawilżona i gładka.  Jedyny minus - za wydajność, oszczędzam jak mogę a już połowy nie ma ;)



Po moim pierwszym spotkaniu z produktami naturalnymi jestem mile zaskoczona. Z pewnością od teraz będę po nie sięgać. Szczególnie ciekawi mnie krem pod oczy z kofeiną, ponieważ ostatnio cienie i obrzęki pod oczami są moją zmora.

A czy Wy miałyście do czynienia z kosmetykami Make Me Bio? Znacie bohatera dzisiejszego wpisu?? Koniecznie dajcie znać w komentarzu! 

Do następnego, 
Angelika :) 





wtorek, 29 marca 2016

Przygotowujemy nogi na wiosnę - RAJSTOPY W SPREJU SALLY HANSEN AIRBRUSH LEGS LIGHT GLOW

Cześć Kochani! 

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją rajstop w spreju.  Początkowo nie byłam co do nich przekonana, ponieważ nie mam miłych wspomnień związanych z różnego typu samoopalaczami itp. Zdecydowanie bardziej wolę naturalną opaleniznę. Jednak zanim moje bladziuchy się ładnie opalą, niestety trochę czasu minie. Dlatego korzystając z okazji, że w najbliższą sobotę wybieram się na wesele kuzynki, postanowiłam je wypróbować. 



Na początek kilka słów od producenta: 

 Fluid w spray'u Sally Hansen to preparat opracowany z myślą o nogach. Jest jak rajstopy w spray'u. Nogi wyglądają wspaniale, są gładkie i seksowne, nie tracąc przy tym uczucia lekkości i swobody - nawet w upalne dni. Bez skazy, bez zarzutu, zdrowo wyglądające nogi: jedwabne w dotyku i optycznie wyszczuplone. Fluid w spray'u zawiera puder oraz cząsteczki jedwabiu. Dodatkowo został wzbogacony witaminą K, która łagodzi występowanie żylaków, siniaków i blizn. Po wyschnięciu Fluid w spray'u nadaje efekt przypominający pończochy. Produkt dostępny w czterech odcieniach: jasny, naturalny, jasny brąz i ciemny brąz.


Producent opisuje nam dokładnie jak należy używać rajstop. Ich  aplikacja jest dosłownie banalna! Należy mocno wstrząsnąć, w odległości ok 15 cm rozpylić na dłoni i rozprowadzić na skórze. Kilka psiknięć zdecydowanie wystarcza na dokładne pokrycie obu nóg. Wbrew pozorom wcale nie zajmuję to dużo czasu, znacznie dłużej zajęło mi odpowiednie przygotowanie mojej skóry do zastosowania tego produktu. Nie wyobrażam sobie nakładać go na suchą i chropowatą skórę, dlatego też dzień przed ich użyciem zrobiłam domowy peeling (płatki owsiane, miód, oliwa z oliwek, sok z cytryny), wydepilowałam dokładnie nogi i na noc posmarowałam je balsamem. 
Obawiałam się trochę tego, że mogą brudzić ubranie, jednak okazało się, że wystarczy chwilkę poczekać i nie ma po nich śladu (aczkolwiek nie zakładałam typowo białych ubrań). Nie wiem też jak zachowałyby się podczas upałów, jednak z pewnością to sprawdzę podczas zbliżających się wakacji. Rajstopy te doskonale radzą sobie z zatuszowaniem drobnych niedoskonałości jak podrażnienia po depilacji, przebarwienia czy pajączki. Po ich aplikacji skóra wygląda zdrowo i naturalnie. 
Producent zapewnia, że produkt jest wodoodporny. Potwierdzam, że samą wodą ciężko go zmyć. musimy użyć gąbki i żelu pod prysznic aby się go pozbyć. W najbliższym czasie spróbuję użyć go przed wyjściem na basen, gdyż jestem bardzo ciekawa jak będzie tam z jego trwałością. Po sprawdzeniu uzupełnię recenzję. 

Teraz przedstawię Wam efekt po użyciu kosmetyku. Jak wspominałam jestem okropnym bladziuchem, dlatego odcień najaśniejszy (light glow) idealnie mi odpowiada. Nałożyłam tylko jedną warstwę, a efekt już jest wystarczająco dobry, prawda? ;) 



Na pierwszym jedna noga z rajstopami (chyba nie muszę wskazywać, która ;) ) Na drugim zdjęciu już efekt końcowy. 
Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z efektów końcowych i szczerze POLECAM! :) Jestem strasznym beztalenciem jeśli chodzi o nakładanie samoopalaczy, dlatego zrezygnowałam z ich kupowania po kilku nieudanych próbach. Jednak z tym sprejem każda z Was sobie poradzi. 

W bardzo korzystnej cenie (24 zł) znajdziecie go tutaj. To właśnie dzięki Perfumeria-EUFORIA.pl mogłam je przetestować. A czy Wy znacie/ używacie rajstop w spreju? Koniecznie dajcie znać! 

Pozdrawiam, Angelika ;) 
 

poniedziałek, 7 marca 2016

Szczotka Ikoo Metalic Cherry

Cześć Kochani!

Jestem posiadaczką długich włosów, zawsze czesałam się grzebieniem lub zwykłą plastikową szczotką. Jednak kiedy pojawiła się TT - marzyłam o tym, aby ją mieć. Czytałam wiele pozytywnych opinii na jej temat jednak długo zwlekałam z jej kupnem i... nie kupiłam jej do dzisiaj. Jakiś czas temu (dokładnie w walentynki) robiąc zakupy w jednej z drogerii w moje ręce wpadła szczotka innej firmy, nad którą nie zastanawiałam się zbyt długo - wręcz przeciwnie, błyskawiczne wylądowała w moim koszyku.  Dzisiaj napiszę Wam o niej kilka słów. Jeśli jesteście ciekawi mojej opinii, zapraszam do dalszej części posta :)



Mowa o szczotce do włosów, która skradła moje serce. Szczotka Ikoo. Ja jestem posiadaczką Home w kolorze "Metalic Cherry" - ten kolor najbardziej przypadł mi do gustu. Połączenie bieli z różem jak dla mnie jest idealne! Oczywiście do wyboru mamy różne warianty kolorystyczne, więc każda z Was znajdzie coś dla siebie.  Są również wersje kieszonkowe, wyposażone w klapkę osłaniającą stronę czeszącą. Chciałabym mieć w swoim posiadaniu kiedyś i taką mniejszą, kieszonkową wersję, którą mogłabym zabrać ze sobą dosłownie wszędzie.

Przyznaję, że do jej kupna przekonał mnie przede wszystkim jej ciekawy design. Estetyczne, metalowe pudełko z okienkiem zwraca na siebie uwagę. Jest eleganckie i bardzo praktyczne, w mojej łazience jest domkiem dla mojej szczotki. Jej metaliczny wierzch spokojnie może zastępować lusterko. Zaokrąglony kształt oraz wgłębienie u dołu sprawia, że idealne leży w dłoni. Uwierzcie, że czasami potrafię być bardzo "roztrzepana" a mimo to ona ani raz przy czesaniu nie wypadła mi z ręki  jednak na podłodze już wylądowała (przez przypadek strącona z pralki). Na szczęście okazało się, że jest także bardzo wytrzymała. 




Igiełki są dość twarde, nie uginają się i pewnie wchodzą w moje włosy. Teraz ich mycie i rozczesywanie stało się dla mnie przyjemnością. Wcześniej uwierzcie - było to dla mnie męczarnią! Musiałam na nie nałożyć sporą ilość odżywki aby je szybciej rozczesać, teraz radze sobie z tym ekstremalnie szybko, dzięki czemu mniej czasu spędzam w łazience ;) Doskonale rozczesuje moje mokre włosy, jednak zdarza się czasami "upierdliwy kołtun" z którym jednak nie do końca tak szybko sobie radzi. Ale mimo wszystko pokonuje go znacznie szybciej niż zwykłą szczotka. Po za tym, po jej użyciu moje włosy są gładkie i zdyscyplinowane. A na dodatek przyjemnie masuje skórę głowy! 



Szczotka zrobiona jest ręcznie z akrylu, jak wspomniałam wcześniej - jest na prawdę wytrzymała, odporna na zarysowania i wykrzywienia. Można ją bardzo łatwo wyczyścić poprzez umycie pod bieżącą ciepłą wodą dzięki czemu wygląda schludnie. Dostępna jest m.in w Rossmannie w cenie ok. 50 zł. Cena dość wysoka jednak na prawdę warto!



Moja ocena zdecydowanie 10/ 10!

Jestem z niej bardzo zadowolona! Od kiedy zaczęłam jej używać, grzebień i zwykła szczotka całkowicie poszły w odstawkę! JESTEM W NIEJ ZAKOCHANA! A czy Wy macie już swoją? ;) koniecznie dajcie znać! ;)
Pozdrawiam, Angelika :)

czwartek, 3 marca 2016

Wiosenna wishlista (kosmetyki, buty, ubrania, akcesoria)

Cześć Kochani! 

Mamy już marzec, a jak mówi przysłowie "w marcu jak w garncu". Przedwczoraj było bardzo deszczowo i ponuro, natomiast wczoraj z rana za oknem zaskoczył mnie śnieg a dzisiaj pięknie świeci słoneczko. No cóż... z utęsknieniem już czekam na wiosnę, marzą mi się gorące, pełne słońca dni! 



Postanowiłam dzisiaj pokazać Wam swoja listę życzeń. Za nie długo (w kwietniu) moje urodziny, więc mam nadzieję, że będzie okazja skreślić kilka rzeczy ;) 


1. Buty treningowe - dobre buty to podstawa udanego treningu! Jak ćwiczę w domu, zazwyczaj na bosaka jednak na siłownię takie buty na pewno mi się przydadzą!

2. Wiązane balerinki - zdecydowanie, jest to moje absolutne must have nadchodzącej wiosny! Nie może ich zabraknąć w mojej szafie.

3. Kobaltowa marynarka smokingowa - elegancko i z klasą. W swojej szafie mam zaledwie cztery marynarki, z czego tylko jedna nadaje się do chodzenia. Wniosek: koniecznie muszę kupić nową! Na pewno przyda się do wiosennych stylizacji! Już dłuższy czas kobalt chodzi za mną na każdym kroku, ostatnio nawet kupiłam spódnicę w tym kolorze, którą pokaże Wam za jakiś czas w sh nowościach ;) 

4. Torebka - duża, pojemna i elegancka!


5. Paleta Naked Basics -  6 pięknych, naturalnych kolorów. W takich odcieniach czuję się najlepiej.

6. Odzywka do rzęs RevitaLash - stosowałam ją jakiś rok temu i pamiętam, że efekty były niesamowite! Dlatego teraz chciałabym kupić ja ponownie i cieszyć się długimi rzęsami! :) 


7. Nożyki do regulacji brwi -  wyrywanie brwi pęsetą strasznie mnie męczy! 

8. Grzebyk do rzęs Inglot - są pewne akcesoria bez których ciężko się obejść! W moim przypadku jest to zdecydowanie ten produkt. Mam zwykły plastikowy grzebyk, jednak nie spełnia on moich oczekiwań. 

9. Zestaw do stylizacji brwi 2w1  wosk+cień od avon - ten zestaw doskonale znam, ponieważ jest już na wykończeniu koniecznie muszę kupić kolejny ;)


 10. Podkład do twarzy - czytałam wiele pozytywnych opinii na jego temat i nie ukrywam, że chciałabym spróbować czegoś nowego. Tym bardziej, że jest on przeznaczony dla kobiet, które lubią naturalny makijaż. :)

11. Kremowy żel pod prysznic, malina i piwonia - lubię żele pod prysznic tej firmy, a tego zapachu jestem bardzo ciekawa! Więc na pewno za nie długo pojawi się w mojej łazience ;) 

12. Olej kokosowy - olej ten poleca mi kuzynka, stosuje go na włosy i efekty są ponoć rewelacyjne! Więc pewnie i ja w najbliższym czasie spróbuje. Tym bardziej, że jak wspominałam ostatnio, postanowiłam nie co bardziej zadbać o moje włosy, aby były w formie na ślubie i żeby fryzjerce udało się z nimi zrobić coś ładnego.

I to by było na tyle - na razie ;) Obecnie zastanawiamy się nad małym remontem balkonu, więc nie długo kolejna  chciejlista i wiosenno-balkonowe zachcianki :D 

A co znajduje się na Waszych wishlistach? Wszelkie rady i sugestie odnośnie mojej - mile widziane ;) 

Pozdrawiam, Angelika :) 

piątek, 26 lutego 2016

poduszka na obrączki ślubne

Cześć Kochani! 

Do naszego ślubu jeszcze 8 miesięcy, jeszcze a może tylko. Ten czas tak szybko ucieka, pamiętam jakby to było wczoraj kiedy M. mi się oświadczył. Większość (tych ważniejszych) rzeczy udało nam się już zorganizować, więc już śpię spokojniej ;) jednak teraz przyszła pora na dodatki i drobiazgi. Zdajemy sobie sprawę z tego, że dobrze dobrane i przemyślane dodatki sprawią, że ten uroczysty, wyjątkowy dzień będzie niezapomniany. Dzisiaj pokaże Wam elegancki dodatek, który będzie doskonałym uzupełnieniem ślubnego designu. 

Poduszka na obrączki - śliczny detal, który tworzy piękną i wyjątkową dekorację oprawy ślubnej, a po wszystkim wspaniała pamiątka. Nasze obrączki przyniosą nam córeczka mojej kuzynki z moim braciszkiem (mam tylko nadzieję, że nie zeżre ich trema ;) ) 



Poduszkę udało mi się wygrać w konkursie organizowanym na fp przemiłej pani Kingi z Pracowni Rękodzieła i Florystyki. Od razu po wejściu na stronę, można zauważyć, że autorka ma wielką pasję związana z rękodziełem. Pani Kinga w swojej ofercie ma mnóstwo pięknych rzeczy, m.in: zaproszenia na różne okazje, bukiety ślubne, kartki okolicznościowe, ozdoby świąteczne i inne. Zajrzyjcie, na prawdę warto! :)

Początkowo zastanawialiśmy się nad wyborem kolorystyki poduszki, ponieważ chcieliśmy wybrać typowo jesienne barwy (pomarańcz, brąz). Jednak po dłuższym zastanowieniu zostaliśmy przy różu. Ślub będzie w październiku, więc trzeba jakoś ożywić ten dzień wesołymi i żywymi kolorami - dlatego też zdecydowaliśmy się na róż i biel ;) Poduszka jest wykonana bardzo starannie,  profesjonalnie i estetycznie wykończona. Posiada aplikację w postaci kwiatków, kokardy oraz wstążki zdobionej cyrkoniami. 






Jak Wam się podoba taka poduszka? My jesteśmy nią zachwyceni! Teraz pora na poszukiwania obrączek :)

Pozdrawiam, Angelika :)



środa, 24 lutego 2016

Nowości kosmetyczne | Luty

Cześć Kochani! 

Dzisiaj, korzystając w wolnego popołudnia postanowiłam napisać luźny post, w którym pokaże Wam moje kosmetyczne łupy lutego. Większość rzeczy kupiłam, kilka dostałam w prezencie oraz wygrałam. Tylko niektóre z nich były mi już wcześniej znane, z pozostałymi się dopiero zapoznaje. Za jakiś czas możecie się spodziewać recenzji poszczególnych produktów. 

Zacznę od produktów do włosów, zanim jednak przejdę do kosmetyków, pokaże Wam gadżet z którego jestem wyjątkowo zadowolona. Mowa o szczotce do włosów Ikoo Home White Cherry Metallic. Skusiłam się na nią w walentynkowy poranek kupując Narzeczonemu prezent w drogerii. Pomyślałam, czemu by i sobie nie sprawić małego prezentu - tym bardziej, że szczotka była akurat w promocji. (ja to mam szczęście) ;) Kupiłam ją za nie całe 40 zł. Jeszcze jakiś czas temu marzyłam o TT, jednak obecnie zakochałam się w tej - co nie znaczy, że nie mam ochoty zapoznać się bliżej także z TT! ;) 


Duet - szampon keratynowy i odżywka keratynowa Cameleo BB, przeznaczony do włosów ekstremalnie zniszczonych, uszkodzonych, po intensywnych zabiegach fryzjerskich. Na zakup tych kosmetyków skusiłam się po przetestowaniu mini wersji odżywki (50 ml), z której byłam bardzo zadowolona. Po jej zastosowaniu moje włosy były wyjątkowo miękkie i łatwo się rozczesywały. Mam  nadzieję, że ten duet pomoże mi zregenerować moje włosy, ostatnio są bardzo zniszczone, dlatego postanowiłam też zaprzestać używania prostownicy i zadbać o nie bardziej. 


Żele pod prysznic Palmolive XXL Olejek arganowy z MAROKA i migdał oraz z mleczkiem miodowo - aloesowym. Do ich zakupu skusiła mnie przede wszystkim cena oraz niesamowity zapach. Uwielbiam żele pod prysznic o apetycznym, nieziemskim zapachu! 

  

Dwufazowy płyn do demakijażu oczu NIVEA. Jest to jeden z moich ulubionych kosmetyków, po którego bardzo często sięgam. Jego recenzję możecie zobaczyć w jednym z pierwszych wpisów na blogu (tutaj). Obecna wersja jest w nie co nowszej odsłonie ;) 


Perfuma Tesori d'Oriente Białe Piżmo - jest to włoska woda toaletowa o aromatycznym zapachu, jest dosyć trwała i dobrze rozwija się na skórze. Kupiłam ją od koleżanki, jednak nie spodobała się mojej drugiej połówce, dlatego korzystając z okazji odwiedzin u babci, postanowiłam podarować ją w prezencie. 


Grace Cole Balsam do rąk. Biała nektarynka & gruszka. Ten balsam dostałam w prezencie od kuzynki i nie ukrywam, że od pierwszych chwil bardzo się polubiliśmy. Stoi sobie na komodzie w przedpokoju, sięgam po niego przed każdym wyjściem z domu i gdy tylko czuję, że moje ręce potrzebują nawilżenia. Używam go w ogromnych ilościach, coraz szybciej go ubywa ;)



Hypoalergiczny fluid matujący bell (nr koloru 02). Kiedy skończyła mi się ostatnia buteleczka podkładu, stwierdziłam, że pora spróbować czegoś nowego. Mój wybór padł właśnie na ten produkt, dodam, że jest to pierwszy kosmetyk tej firmy jaki używam. Jak się sprawdza? Poświęcę mu nie co więcej uwagi w odrębnym poście. Kupując podkład skusiłam się również na tusz do rzęs firmy EVELINE, ale o nim również innym razem. 


A na koniec moje wygrane kosmetyczne. Upominek od Katia Golg Photographer MakeUp & Hair Stylist - Lakier do paznokci oraz cienie firmy MANHATTAN. Lakier jest typowo wiosenny, piękny słoneczny kolor. Jednak ostatnio w te pochmurne dni coraz częściej maluję paznokcie pastelowymi kolorkami - tak z tęsknoty za latem ;)  Natomiast cienie rzadko kiedy używam, ale na pewno się przydadzą. 






Zestaw od Bioteq - W zestawie znajdowały się dwie pomadki ochronne (jedną dałam mamie w prezencie) oraz odżywka do paznokci, którą postanowiłam podarować w konkursie. 

  
To tyle na dziś. Miałyście styczność z którymś z tych produktów? Recenzji, którego kosmetyku jesteście najbardziej ciekawi? ;) Koniecznie dajcie znać! 

Pozdrawiam, Angelika 

poniedziałek, 22 lutego 2016

Fryzury ślubne

Cześć kochani! 

Jakiś czas temu pokazywałam Wam inspiracje sukien ślubnych. Natomiast dzisiejszy post postanowiłam poświęcić fryzurom. Wybór jest przeogromny. Mi osobiście podobają się wszystkie, więc będzie to dla mnie nie lada wyzwanie wybrać tę jedyną. Na szczęście mam dość długie włosy i do października mam nadzieję, że jeszcze nie co urosną. Moja sukienka jest z odkrytymi ramionami, dlatego na pewno moje włosy nie będą w koku (czułabym się wtedy tak "goło"). Dlatego będzie to na pewno fryzura w pół upięta. szczególnie podobają mi się te z warkoczami, jakoś mam słabość na ich punkcie, więc być może będzie to coś podobnego ;) Zapraszam na garść inspiracji. 





Która z fryzur podoba wam się najbardziej? :) 

Pozdrawiam, Angelika :) 

niedziela, 21 lutego 2016

roladki z fileta z farszem pieczone w piekarniku

Cześć Kochani! 

Dzisiaj mam dla Was przepis na przepyszne roladki z farszem z pora, marchewki, szpinaku oraz sera. Jest to jedno z moich ulubionych dań, w takiej wersji jest nie tylko smaczny ale także efektownie wygląda. Wspaniała propozycja na rodzinny obiad ale równie doskonale sprawdzi się na domówce ;) 


Składniki na 4 roladki: 
  •  podwójna pierś z kurczaka
  •  przyprawa do mięsa
Nadzienie:
  •  1 por 
  •  sól
  •  1 marchewka
  •  szpinak (świeży lub mrożony)
  •  2 łyżki oliwy lub oleju
  •  15 deko sera żółtego
  •  2-3 łyżki majonezu
1. Filety z kurczaka myję, przekrawam na pół, po czym lekko rozbijam każdą pierś na płaski płat. Z obu stron posypuję przyprawą do mięsa, po czym wkładam na ok. godzinę do lodówki. 

2. Nadzienie: 


Umytego pora kroję w małe paski i przesypuję do miseczki - solimy i zostawiamy na 15 min aby zmiękł.
Startą na drobnych oczkach marchew wraz ze szpinakiem podsmażam na odrobinie oliwy lub oleju - po wystygnięciu dodaję do pora. 
Dodaje starty ser oraz majonez - mieszam wszystkie składniki. 

3. Na każdy płat mięsa kładę łyżką porcję farszu, zawijam w roladkę. 

4. Gotowe roladki wkładam na około 30 min do nagrzanego piekarnika. 



Moja propozycja podania: Roladki + pieczone ziemniaki + surówka z marchewki i jabłka z sokiem z cytryny



Jedliście już takie roladki? Oczywiści jeśli chodzi o farsz - można stworzyć wiele kombinacji lub po prostu wykorzystać to co zalega nam w lodówce ;) 

Pozdrawiam, Angelika :)