środa, 4 maja 2016

SKIN79 SUPER+TRIPLE FUNCTIONS ORANGE KREM BB małe cudeńko w mojej kosmetyczce

Cześć Kochani! 

Jakiś czas temu firma skin79 zorganizowała na swoim fp-u akcję dla blogerów, bez zastanowienia wzięłam w niej udział i udało mi się dostać do szczęśliwej dziesiątki. Otrzymałam do przetestowania SUPER+TRIPLE FUNCTIONS ORANGE KREM BB. Produkt jest w wersji testowej (mini) - 7g. Czyli idealny do torebki, dosłownie wszędzie można go ze sobą zabrać.


  

Na początek kilka słów od producenta: 

Skin79 Super+ Triple Functions BB Cream Orange to krem BB, który Europejki pokochały za kolor,
będący najbardziej zbliżonym do europejskich podkładów drogeryjnych, jednocześnie zachowując wszelkie właściwości azjatyckiego kosmetyku typu BB cream. Lekka formuła oraz żółte tony nadają skórze jednolity odcień, staje się gładka, świeża i promienna. Krem posiada kompleks regulujący pracę gruczołów łojowych, jest więc idealną propozycją na lato. Pomaga zachować zdrowy wygląd skóry, ponadto posiada wysoki filtr przeciwsłoneczny SPF50+ PA+++. Wysoka zawartość naturalnych olejów utrzymuje skórę jędrną i nawilżoną, ekstrakty roślinne mają działanie przeciwzmarszczkowe. Fitosfingozyna wzmacnia barierę ochronną naskórka i działa kojąco na niedoskonałości, również przeciwdziała powstawaniu nowych wyprysków czy zaskórników. Ceramidy uzupełniają barierę lipidową dzięki czemu wzrasta wilgotność w skórze. Dodatkowo 5-V (Vital-V Complex), w którego skład wchodzą witaminy A, E, C oraz F pielęgnują, dodając skórze blasku i witalności.


Moja opinia: 

Moja cera nie jest wymagająca, jeśli chodzi o krycie praktycznie każdy kosmetyk się sprawdza. Na szczęście nie mam problemu z trądzikiem i wypryskami, sporadycznie pojawiają się na mojej twarzy jakiekolwiek niedoskonałości. Krem jest lekko oleisty, ma odcień jasnego beżu z wyraźnymi żółtymi podtonami. Jak już wiecie jestem blada ale nie jest dla mnie za ciemny, ładnie się stapia z cerą (pod warunkiem, że nie przesadzi się z jego ilością). Bardzo łatwo się rozprowadza, nie tworzy zacieków oraz nie robi efektu maski. Po nałożeniu na skórę fajnie wtapia się w cerę a moja twarz wygląda na zdrową i promienną a wszystko dzięki jego lekkiej konsystencji. A zapach? Hmmm... Lekko słodki, ale szybko się ulatnia.


Od bb oczekuję nawilżenia i wygładzenia cery oraz ładnego, lekkiego makijażu. Właśnie ten idealnie spełnia moje oczekiwania. Kosmetyk ten nie uczulił mnie. Myślę, że w najbliższym czasie zainwestuje w jego pełnowymiarową wersję. Moje "7 g szczęścia" sprawdziło się zarówno na fitnessie jak i po basenie. Szybka i łatwa aplikacja ułatwia codzienny makijaż. 


Na koniec pokaże Wam jak wyglądam po jego użyciu. Właśnie w takim naturalnym, świeżym i promiennym makijażu czuję się najlepiej. Zresztą sami oceńcie.


A czy Wy miałyście do czynienia z tym kremem? A może macie swój ulubiony BB? Koniecznie dajcie znać!!

Standardowa cena pełnowymiarowego produktu wynosi 130 zł. Aktualnie na stronie sklepu skin79 możecie go kupić w promocji za 99 zł. Osobiście polecam Wam kupić najpierw próbkę, która jest w cenie 21,90 zł. Warto najpierw sprawdzić jak sprawdzi się u Was.

Pozdrawiam, Angelika ;)

czwartek, 21 kwietnia 2016

Love burgund - lakiery do paznokci SENSIQUE

Cześć Kochani! 

Ostatnio w moje rączki wpadły dwa świetne lakiery do paznokci. W swoim zestawie znalazłam dwa piękne kolory, z którymi polubiłam się od pierwszego wejrzenia a zakochałam się w nich po pierwszym malowaniu  ;)  Mowa o SENSIQUE Top Color nr 4 Burgundy. 


 kilka słów od producenta:

TOP COLOR
to zestaw najmodniejszych w sezonie lakierów do paznokci. SENSIQUE proponuje również lakiery do paznokci z regularnej kolekcji, w bogatej gamie kolorystycznej od delikatnych  stonowanych odcieni po odważne i zupełnie szalone. Lakiery zawierają składnik tefpoly®, który przedłuża ich trwałość .
Marka SENSIQUE poleca bogaty zestaw odżywek i preperatów pielęgnacyjnych, które chronią płytkę paznokcia. Utrwalają wykonany manicure, odżywiają oraz zabezpieczają płytkę paznokcia przed migracją barwników z kolorowych lakierów. 
Stosowane regularnie przywracają paznokciom zdrowy i naturalny połysk. 


Moja opinia:

Lakiery znajdują się w buteleczkach o pojemności 5,5 ml każda.  Ich konsystencja jest dość gęsta. Jeśli chodzi o krycie, u mnie jedna warstwa niestety nie wystarcza, dopiero po dwóch a nawet trzech (przy nr 198) efekt końcowy jest zadowalający. Kolory są żywe, piękne i połyskujące. Szczególnie przypadł mi do gustu lakier nr 198 - czerwień z dodatkiem pięknie mieniących się złotych drobinek. Właściwie jego kolor przypomina bardziej róż. Co mnie pozytywnie w nich zaskoczyło, mianowicie długość schnięcia. Schną w tempie ekspresowym, za co ogromny plus! Jeśli chodzi o trwałość, spokojnie utrzymują się na paznokciach do trzech dni. Jedyną ich wadą jest chyba mała pojemność. Na ogół nie wykorzystuje lakierów do dna i zaschnięte po dłuższym czasie lądują w koszu. Jednak ten duet stał się aktualnie moim ulubionym, więc często będą w użyciu ;) 





 
Cena 9,99 zł. 
Pojemność 2 x 5,5 ml.
Który kolor podoba Wam się bardziej? A może macie swój ulubiony duet? Koniecznie dajcie znać! W tym miejscu chciałabym również podziękować za aktywność przy wcześniejszych postach. To bardzo miłe a zarazem motywujące do dalszej pracy nad blogiem ;) Buziaki dla Was :* 

Do następnego, Angelika.

 

czwartek, 14 kwietnia 2016

MAKE ME BIO Delikatny peeling do twarzy

Cześć Kochani! :) 

Jakiś czas temu dzięki firmie Ogródek Kosmetyczny mogłam przetestować dwa świetne produkty.  Ucieszyłam się, ponieważ mogłam wreszcie spróbować na swojej skórze kosmetyków naturalnych. Tyle dobrego się o nich słyszy, nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa jak się sprawdzą u mnie. Kiedy tylko je dostałam, od razu postanowiłam zrobić sobie małe spa w łazience. 

Mowa o kosmetykach polskiej firmy Make Me Bio, która oferuje naturalne kosmetyki pielęgnacyjne. Nie zawierają one siarczanów, parabenów, sztucznych zapachów i konserwantów. W moim pudełeczku znalazłam Almond Scrub - czyli naturalny peeling ze słodkich migdałów oraz Clean Powder - delikatny puder myjący z białą glinką.  

Dzisiaj zapraszam na recenzję pierwszego z nich - Almond Scrub.


Od producenta:

Naturalny peeling do twarzy Make Me Bio – delikatny nawet dla skóry suchej i wrażliwej. Swoją niezwykłość zawdzięcza naturalnym składnikom roślinnym starannie wyselekcjonowanych w taki sposób, aby oprócz właściwości oczyszczających i peeling-ujących równocześnie pielęgnowały i odżywiały skórę. Usuwa martwy naskórek jednocześnie pozostawia cerę miękką i nawilżoną. Pobudza krążenie dotleniając komórki skóry.


Naturalne składniki aktywne

Owies – działa przeciwzapalnie zawęża naczynia krwionośne, usuwa obrzęki. Chroni skórę przed utrata wody. Działa oczyszczająco oraz łagodząco, łagodzi stany zapalne. Zawiera krzemionkę absorbującą sebum.
Słodkie migdały – posiadają właściwości zmiękczające i wygładzające naskórek, łagodzą podrażnienia ponad to wzmacniają odporność skóry.
Pestki słonecznika - wzmacniają naturalna barierę ochronną skóry jednocześnie działają zmiękczająco i regenerująco.
Biała glinka – zalecana szczególnie w pielęgnacji skóry delikatnej, wrażliwej, suchej i dojrzałej. Ściąga pory i absorbuje nadmiar sebum, dlatego może być używana także przy cerze wrażliwej, tłustej i mieszanej. Oczyszcza i wygładza, łagodzi podrażnienia oraz poprawia koloryt skóry.
Cynamon – działa antybakteryjnie i antygrzybicznie, pobudza krążenie krwi w skórze. Wygładza i ujędrnia skórę.

Moja opinia: 

Zacznę od tego, że jestem zakochana w opakowaniu. Jest na prawdę porządne. Szata graficzna jest cudna! Od razu widać, że mamy do czynienia z produktem naturalnym i polskim. Ozdobiony sznureczkiem słoik z ciemnego, grubego szła na którym wszystkie informacje są w języku polskim. Za co ogromny plus! Konsystencja jest puszysta i tłustawa. Natomiast zapach, hmmm... w porównaniu z kosmetykiem w drugim słoiczku, w którym znajduje się puder myjący ten, zapach cynamonu jest bardzo przyjemny. Produkt należy wymieszać z wodą lub mlekiem. Ja wolę tę pierwszą opcję, ponieważ zapachu mleka bym nie zniosła. Po zmieszaniu peelingu z wodą, okrężnymi ruchami nakładam go na twarz, masując dłuższą chwilę. Po zmyciu moja skóra jest nawilżona i gładka.  Jedyny minus - za wydajność, oszczędzam jak mogę a już połowy nie ma ;)



Po moim pierwszym spotkaniu z produktami naturalnymi jestem mile zaskoczona. Z pewnością od teraz będę po nie sięgać. Szczególnie ciekawi mnie krem pod oczy z kofeiną, ponieważ ostatnio cienie i obrzęki pod oczami są moją zmora.

A czy Wy miałyście do czynienia z kosmetykami Make Me Bio? Znacie bohatera dzisiejszego wpisu?? Koniecznie dajcie znać w komentarzu! 

Do następnego, 
Angelika :) 





wtorek, 29 marca 2016

Przygotowujemy nogi na wiosnę - RAJSTOPY W SPREJU SALLY HANSEN AIRBRUSH LEGS LIGHT GLOW

Cześć Kochani! 

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją rajstop w spreju.  Początkowo nie byłam co do nich przekonana, ponieważ nie mam miłych wspomnień związanych z różnego typu samoopalaczami itp. Zdecydowanie bardziej wolę naturalną opaleniznę. Jednak zanim moje bladziuchy się ładnie opalą, niestety trochę czasu minie. Dlatego korzystając z okazji, że w najbliższą sobotę wybieram się na wesele kuzynki, postanowiłam je wypróbować. 



Na początek kilka słów od producenta: 

 Fluid w spray'u Sally Hansen to preparat opracowany z myślą o nogach. Jest jak rajstopy w spray'u. Nogi wyglądają wspaniale, są gładkie i seksowne, nie tracąc przy tym uczucia lekkości i swobody - nawet w upalne dni. Bez skazy, bez zarzutu, zdrowo wyglądające nogi: jedwabne w dotyku i optycznie wyszczuplone. Fluid w spray'u zawiera puder oraz cząsteczki jedwabiu. Dodatkowo został wzbogacony witaminą K, która łagodzi występowanie żylaków, siniaków i blizn. Po wyschnięciu Fluid w spray'u nadaje efekt przypominający pończochy. Produkt dostępny w czterech odcieniach: jasny, naturalny, jasny brąz i ciemny brąz.


Producent opisuje nam dokładnie jak należy używać rajstop. Ich  aplikacja jest dosłownie banalna! Należy mocno wstrząsnąć, w odległości ok 15 cm rozpylić na dłoni i rozprowadzić na skórze. Kilka psiknięć zdecydowanie wystarcza na dokładne pokrycie obu nóg. Wbrew pozorom wcale nie zajmuję to dużo czasu, znacznie dłużej zajęło mi odpowiednie przygotowanie mojej skóry do zastosowania tego produktu. Nie wyobrażam sobie nakładać go na suchą i chropowatą skórę, dlatego też dzień przed ich użyciem zrobiłam domowy peeling (płatki owsiane, miód, oliwa z oliwek, sok z cytryny), wydepilowałam dokładnie nogi i na noc posmarowałam je balsamem. 
Obawiałam się trochę tego, że mogą brudzić ubranie, jednak okazało się, że wystarczy chwilkę poczekać i nie ma po nich śladu (aczkolwiek nie zakładałam typowo białych ubrań). Nie wiem też jak zachowałyby się podczas upałów, jednak z pewnością to sprawdzę podczas zbliżających się wakacji. Rajstopy te doskonale radzą sobie z zatuszowaniem drobnych niedoskonałości jak podrażnienia po depilacji, przebarwienia czy pajączki. Po ich aplikacji skóra wygląda zdrowo i naturalnie. 
Producent zapewnia, że produkt jest wodoodporny. Potwierdzam, że samą wodą ciężko go zmyć. musimy użyć gąbki i żelu pod prysznic aby się go pozbyć. W najbliższym czasie spróbuję użyć go przed wyjściem na basen, gdyż jestem bardzo ciekawa jak będzie tam z jego trwałością. Po sprawdzeniu uzupełnię recenzję. 

Teraz przedstawię Wam efekt po użyciu kosmetyku. Jak wspominałam jestem okropnym bladziuchem, dlatego odcień najaśniejszy (light glow) idealnie mi odpowiada. Nałożyłam tylko jedną warstwę, a efekt już jest wystarczająco dobry, prawda? ;) 



Na pierwszym jedna noga z rajstopami (chyba nie muszę wskazywać, która ;) ) Na drugim zdjęciu już efekt końcowy. 
Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z efektów końcowych i szczerze POLECAM! :) Jestem strasznym beztalenciem jeśli chodzi o nakładanie samoopalaczy, dlatego zrezygnowałam z ich kupowania po kilku nieudanych próbach. Jednak z tym sprejem każda z Was sobie poradzi. 

W bardzo korzystnej cenie (24 zł) znajdziecie go tutaj. To właśnie dzięki Perfumeria-EUFORIA.pl mogłam je przetestować. A czy Wy znacie/ używacie rajstop w spreju? Koniecznie dajcie znać! 

Pozdrawiam, Angelika ;) 
 

poniedziałek, 7 marca 2016

Szczotka Ikoo Metalic Cherry

Cześć Kochani!

Jestem posiadaczką długich włosów, zawsze czesałam się grzebieniem lub zwykłą plastikową szczotką. Jednak kiedy pojawiła się TT - marzyłam o tym, aby ją mieć. Czytałam wiele pozytywnych opinii na jej temat jednak długo zwlekałam z jej kupnem i... nie kupiłam jej do dzisiaj. Jakiś czas temu (dokładnie w walentynki) robiąc zakupy w jednej z drogerii w moje ręce wpadła szczotka innej firmy, nad którą nie zastanawiałam się zbyt długo - wręcz przeciwnie, błyskawiczne wylądowała w moim koszyku.  Dzisiaj napiszę Wam o niej kilka słów. Jeśli jesteście ciekawi mojej opinii, zapraszam do dalszej części posta :)



Mowa o szczotce do włosów, która skradła moje serce. Szczotka Ikoo. Ja jestem posiadaczką Home w kolorze "Metalic Cherry" - ten kolor najbardziej przypadł mi do gustu. Połączenie bieli z różem jak dla mnie jest idealne! Oczywiście do wyboru mamy różne warianty kolorystyczne, więc każda z Was znajdzie coś dla siebie.  Są również wersje kieszonkowe, wyposażone w klapkę osłaniającą stronę czeszącą. Chciałabym mieć w swoim posiadaniu kiedyś i taką mniejszą, kieszonkową wersję, którą mogłabym zabrać ze sobą dosłownie wszędzie.

Przyznaję, że do jej kupna przekonał mnie przede wszystkim jej ciekawy design. Estetyczne, metalowe pudełko z okienkiem zwraca na siebie uwagę. Jest eleganckie i bardzo praktyczne, w mojej łazience jest domkiem dla mojej szczotki. Jej metaliczny wierzch spokojnie może zastępować lusterko. Zaokrąglony kształt oraz wgłębienie u dołu sprawia, że idealne leży w dłoni. Uwierzcie, że czasami potrafię być bardzo "roztrzepana" a mimo to ona ani raz przy czesaniu nie wypadła mi z ręki  jednak na podłodze już wylądowała (przez przypadek strącona z pralki). Na szczęście okazało się, że jest także bardzo wytrzymała. 




Igiełki są dość twarde, nie uginają się i pewnie wchodzą w moje włosy. Teraz ich mycie i rozczesywanie stało się dla mnie przyjemnością. Wcześniej uwierzcie - było to dla mnie męczarnią! Musiałam na nie nałożyć sporą ilość odżywki aby je szybciej rozczesać, teraz radze sobie z tym ekstremalnie szybko, dzięki czemu mniej czasu spędzam w łazience ;) Doskonale rozczesuje moje mokre włosy, jednak zdarza się czasami "upierdliwy kołtun" z którym jednak nie do końca tak szybko sobie radzi. Ale mimo wszystko pokonuje go znacznie szybciej niż zwykłą szczotka. Po za tym, po jej użyciu moje włosy są gładkie i zdyscyplinowane. A na dodatek przyjemnie masuje skórę głowy! 



Szczotka zrobiona jest ręcznie z akrylu, jak wspomniałam wcześniej - jest na prawdę wytrzymała, odporna na zarysowania i wykrzywienia. Można ją bardzo łatwo wyczyścić poprzez umycie pod bieżącą ciepłą wodą dzięki czemu wygląda schludnie. Dostępna jest m.in w Rossmannie w cenie ok. 50 zł. Cena dość wysoka jednak na prawdę warto!



Moja ocena zdecydowanie 10/ 10!

Jestem z niej bardzo zadowolona! Od kiedy zaczęłam jej używać, grzebień i zwykła szczotka całkowicie poszły w odstawkę! JESTEM W NIEJ ZAKOCHANA! A czy Wy macie już swoją? ;) koniecznie dajcie znać! ;)
Pozdrawiam, Angelika :)